Być może największym atutem marki Serge Lutens jest umiejętne połączenie interpretacji tradycji Orientu z powszechnie cenioną francuską elegancją oraz szykiem. Innymi słowy, to umiejętność przekazywania nam, Euopejczykom, orientalnej wizji świata. Sam Serge Lutens, twórca marki, przebywał przez pewien czas w Maroku. Zapewne właśnie tam zdobył doświadczenie w łączeniu wielu kultur.
Nazwa Chergui oznacza gorący i suchy wiatr, który wieje od strony pustyni na terenie Maroka. Perfumy Chergui stanowią więc interpretację tego zjawiska. I myślę, że jest to udana interpretacja. Stworzenie tej niełatwej kompozycji powierzono jednemu z najbardziej utalentowanych, współczesnych perfumiarzy – Christopherowi Sheldrake.
Jak właściwie pachnie Chergui?
Zaraz po aplikacji perfum nasz węch zostaje opanowany przez intensywny aromat słodkich, gęstych nut, wśród których dominuje miód, suszone liście tytoniu i pobrzmiewająca w tle róża. Co ciekawe, wyczuwam równiez jakby zapach kamfory czy ziół szwedzkich, ale to wrażenie zanika po około 15 min.
W miarę upływu czasu wyłania się suchy, ciepły, słodkawy aromat, który dokładnie oddaje pustynną aurę. Zapach suszonych liści tytoniu (nie ma on nic wspólnego z zapachem dymu papierosów czy też fajki) polanych miodem, którym towarzyszy aromat siana, tworzą wspólnie efekt przyjemnego ciepła i suchości. Zresztą w całej kompozycji tych perfum nie znajdziemy nawet namiastki wilgoci. Tę charakterystyczną suchość jeszcze dodatkowo podbija stopniowo zyskująca na sile pudrowa nuta irysa, która perfekcyjnie dopełnia całość i nadaje jej uniseksowy charakter. To jednak jeszcze nie wszystko. Kompozycja uzyskuje bowiem niezwykle harmonijny, spokojny charakter dzięki połączeniu aromatu róży i drzewa sandałowego. Tajemniczość i orientalny charakter Chergui to zasługa kadzidła oraz nut korzennych, które jednak pozostają w tle, ani na moment nie przejmując w kompozycji dominującej roli.
Niezwykle fascynujące w tym zapachu jest to, że jesteśmy w stanie wyodrębnić w nim każdy składnik, a jednocześnie wszystkie one razem tworzą idealnie dopasowaną, jednolitą całość. Nic dziwnego, że perfumy te uznawane są za arcydzieło. Nie tylko doskonale odzwierciedlają inspirację suchym, gorącym powietrzem pustyni, ale jednocześnie dają wrażenie niewiarygodnej elegancji i subtelności. Nawet baza kompozycji nie odstaje od tematu przewodniego, opiera się bowiem na pudrowości irysa, suchości drzewa sandałowego i kremowości białego piżma.
Trwałość tych perfum jest rewelacyjna. Dzięki koncentracji wody perfumowanej możemy za każdym razem cieszyć się tym unikalnym zapachem przez około 10 godzin. Orientalny charakter perfum predestynuje je do noszenia w okresie jesienno-zimowym, jednak z pewnością miłośnicy tego zapachu nie rozstaną się z nim również na co dzień oraz na wyjątkowe okazje.
Moim zdaniem Christopher Sheldrake z powodzeniem zamknął we flakonie perfum tak abstrakcyjne przecież dla nas zjawisko, jakim jest marokański wiatr pustynny. Z pomocą oryginalnych nut siana, suchych liści tytoniu oraz miodu tak wiernie oddał to zjawisko, że po zamknięciu oczu i przyłożeniu nosa do nadgarstka spowitego w Chergui, niemalże czuję powiew gorącego wiatru…
Perfumy Chergui marki Serge Lutens to najlepszy przykład perfumiarstwa niszowego, a przemawiają za tym takie czynniki, jak chociażby zastosowanie składników najwyższej jakości, udana interpretacja tematyki Orientu za pośrednictwem zapachu oraz samo wrażenie, jakie wywołuje.
Wielu specjalistów uznaje Chergui za prawdziwe dzieło sztuki. Po wnikliwym przetestowaniu tych perfum, nie pozostaje nam nic innego, jak całkowicie się z nimi zgodzić.
A Wy, znacie te perfumy niszowe? A może mieliście okazję testować inne perfumy marki Serge Lutens? Koniecznie podzielcie się z nami swoja opinią!